W nie tak wcale odległej historii możemy znaleźć wiele przypadków pożarów, które odmieniły na zawsze losy miast i mieszkańców je zamieszkujących. Dlatego dziś tak ważne jest zabezpieczenie budynków systemami przeciwpożarowymi, pozwala to uniknąć ogromnych strat, zarówno w materialnych, jak i w ludziach. Ogień to żywioł, nad którym ciężko jest zapanować. Przekonali się o tym mieszkańcy Chicago, gdzie pożar przyniósł gigantyczne straty.

Początek.

Wszystko zaczęło się późnym wieczorem 1871 r., kiedy to w niedużej oborze przy jednej z posesji, wybuchł pożar. Legendy głoszą, że rozpoczął się on od kopnięcia przez jedną z krów lampy naftowej, lecz jest to tylko plotka powtarzana przez dziennikarzy i miejscową ludność. Miało to za zadanie stworzyć jeszcze ciekawszą historię. Do śmiechu jednak nie było mieszkańcom w chwili pożaru. Budynki w Chicago składały się w tamtych czasach niemal w całości z drewna, sprawy nie ułatwiała panująca wtedy susza i silny wiatr. Taki śmiertelny zestawy zaczął przenosić płomienie na kolejne budynki. Sprawy nie ułatwiły też same służby, nie dotarły one na miejsce zdarzenia na czas, przez co pożar bardzo szybko się rozprzestrzeniał. Nic dziwnego, skoro informacja dotarła to straży pożarnej po 40. minutach od wybuchu pożaru. I tutaj zaczęła się cała seria błędów ówczesnego dyspozytora. Telefoniczne zgłoszenie dotyczyło jednej z aptek na terenie miasta, która została już objęta ogniem, lecz pożar był niewielki. Przyjmujący zgłoszenie uznał jednak, że widoczny z daleka ogień to jeszcze pozostałości łuny z wcześniejszego pożaru. Łuna jednak stale rosła i szybko okazało się, że ogień obejmuje kolejne budynki.

Ogień przejmuje kontrolę.

Płomienie rozprzestrzeniały się z łatwością, kolejno na wieżę kościoła, drewniane chodniki, domostwa, węgiel i drewno składowane w okolicy portu. Problemem dla ognia nie był nawet wąski pas wodny, pożar zajął też statki stojące nieopodal brzegu rzeki. Temperatura w miejscach pożaru była tak wysoka, że budynki padały w ogniu jak domki z kart. Niestety sytuacja z każdą minutą była coraz gorsza, ogień dotarł wreszcie do stacji pomp w okolicy rzeki, przez co strażacy nie mieli czym gasić pożaru. To jednak nie był koniec, w centrum Chicago pożoga zaczęła zajmować nawet betonowe budynki m.in. centra handlowe, hotele, fabryki, kościoły, czy budynki teatrów. Mieszkańcy objętego ogniem miasta zaczęli uciekać przez mosty, które zostały całkowicie zakorkowane. Pożar przekroczył w końcu północne ujście rzeki do jeziora Michigan, wtedy wśród tłumu wybuchła panika. Ludzie byli gotowi na skok do wody, aby tylko zachować życie. Katastrofa była tak duża, że burmistrz miasta zdecydował o wprowadzeniu stanu wyjątkowego i mianował jednego z generałów koordynatorem wojskowego wsparcia dla Chicago. Na całe szczęście ogień zaczął ustępować kolejnego dnia wieczorem, kiedy to pojawił deszcz, a wiatr powoli cichnął.

Obraz po pożodze.

Skutki jednego z największych pożarów w historii ludzkości były ogromne. Ogień zniszczył ponad 10 km2 zabudowań miejskich i doszczętnie zniszczył 34 bloki. Co ciekawe wygaśnięcie ognia nadal uniemożliwiało określenie poniesionych strat, teren po pożarze był zwyczajnie zbyt gorący. Łącznie ogień pochłonął 120 km drewnianych ulic, 190 km chodników, 2 tys. latarń oraz ponad 17. tys. budynków. Aż 90 tys. mieszkańców, czyli prawie 1/3 zostało bez dachu nad głową. Poniesione straty wyniosły niebagatelną sumę 222 mln dolarów. Tragiczne w skutkach rozprzestrzenianie ognia było też powodem śmierci wielu osób. Wyliczenia mówią tu o 200-300 ofiarach śmiertelnych, to i tak przy tej skali pożaru wydaje się być liczbą stosunkowo niewielką. Bardzo szybko zaczęto myśleć o wprowadzeniu systemu ochrony przeciwpożarowej, który miał zapewnić na przyszłość zdecydowanie szybszą reakcję służb, jak i większe bezpieczeństwo w chwili pożaru.

Potencjalne przyczyny pożaru i zakończenie historii.

Na szczęście Chicago podniosło się ze zgliszczy i dziś jest jedną z większych i prężnie działających aglomeracji w całych Stanach Zjednoczonych. Mimo wszystko odpowiednie zabezpieczenie miasta mogło zmniejszyć wówczas rozmiar pożaru. Jako ciekawostkę należy dodać, iż na fladze miasta znajdziemy jako drugą od lewej strony gwiazdę, która symbolizuje ten wielki pożar. Jeżeli chodzi o przyczyny to pomysłów było wiele tak jak głów, które je wymyśliły. Pierwsze plotki mówiły o podpaleniu, kolejno wskazywano potencjalnych winnych zaprószenia ognia. Z bardziej niesłychanych przyczyn wymieniano deszcz meteorytów, który miał wówczas miejsce na tym terenie. Podobno nawet znaleziono świadków informujących o ognistych obiektach spadających z nieba. Do dziś nie znana jest oficjalna przyczyna. Wiadomo natomiast jedno, do pożaru przyczyniła się najbardziej panująca wówczas wysoka temperatura, silny wiatr i susza.