W niedawnej historii Polski możemy znaleźć przykłady pożarów, które na zawsze odmieniły stosowane zasady bezpieczeństwa w rożnego rodzaju obiektach. Dziś chyba nikt nie wyobraża sobie funkcjonowania firmy bez instalacji odpowiednich zabezpieczeń przeciwpożarowych. Przykładem wielu zaniedbań w tej kwestii jest rafineria w Czechowicach-Dziedzicach, gdzie w 1971 r. zakład nawiedził jeden z największych pożarów w historii kraju.
Początek.
Niestety już wcześniejsze zdarzenia na terenie rafinerii pokazały, że może przyjść pożar, któremu nie sprostają strażacy. Do momentu wielkiego pożaru, dwa razy na terenie zakładu pojawił się ogień. Wtedy z łatwością ugaszono ogień, inaczej było pewnego sobotniego wieczoru 26 czerwca 1971 r. Wszystko rozpoczęło się od burzy, w czasie której piorun uderzył prosto w komin oddechowy zbiornika z ropą. Ogień zapalił ropę, po kilkunastu minutach zapadł się dach, a rozerwaniu uległ fragment płaszcza. Płomienie w ciągu kilku minut objęły dach, a także ropę znajdującą się na tzw. tacy. W bliskim sąsiedztwie znajdowały się cysterny z ropą, które na szczęście w chwili wybuchu pożaru zostały przetransportowane w bezpieczne miejsce. Warto wspomnieć, że palący się już zbiornik miał wewnątrz 8850 ton ropy. Co gorsze okazało się, że urządzenia gaśnicze odpowiedzialne za gaszenie zbiorników nie działają. W związku z tym jedynym ratunkiem byli strażacy i ich wysiłek. Sytuacja była tak poważna, iż na miejsce najpierw dotarły 3 jednostki, a następnie kilkanaście kolejnych. Do gaszenia rafinerii wysłano też 160 żołnierzy z jednostki wojskowej w Bielsku-Białej.
Nieskuteczne gaszenie pożaru i ofiary.
Następnego dnia w środku nocy w okolicach godziny 1:00, pożarem zajmowało się 18 sekcji strażaków zawodowych oraz 24 grupy z Ochotniczej Straży Pożarnej. Początkowo myślano, że zmasowana akcja gaśnicza pozwoli na szybkie zduszenie głównego źródła ognia w ciągu zaledwie kilku godzin. Niestety jak się później okazało, ten błąd kosztował wiele osób życie. W momencie polewania tysiącami litrów wody, uzyskała ona przez gorącą ropę temperaturę września i zaczęła wydostawać się przez górną część zbiornika. Woda uniosła do góry ropę naftową, co skutkowało wyrzuceniem jej na odległość do nawet 200 m. Paląca się ciesz zaczęła spływać najpierw na tacę zbiornika, a następnie w kierunku dróg wewnątrz zakładu i przez tory w kierunku elektrociepłowni. Stworzona w ten sposób rozgrzana do czerwoności piana pochłaniała na swojej drodze wszystko, zarówno urządzenia gaśnicze, wozy strażackie, ale co najgorsze ludzi. Nie trzeba było długo czekać, gdyż zaraz po tym zdarzeniu nastąpił wybuch w zbiorniku z ropą. W męczarniach zginęły wtedy 33 osoby, wśród nich trzynastu strażaków zawodowych, siedmiu żołnierzy, siedmiu strażaków OSP, pięciu strażaków z ZOSP i ZOS oraz jeden z pracowników rafinerii. Strach pomyśleć jak wysoka temperatura musiała panować w dalszej okolicy zbiornika, skoro poparzeniom uległo wiele osób stojących w większej odległości od miejsca pożaru. Liczba poszkodowanych rosła, a poparzeniom ze skutkiem śmiertelnym uległo czterech ratowników. Nocna pożoga pochłonęła życie 37 osób.
Straty rafinerii, zakończenie pożaru oraz potencjalne przyczyny.
Ogień spowodował niebywałe w skali tamtych czasów straty. W pewnym momencie zagrożone były kolejne zbiorniki, ogień strawił pompownię, palił się kolektor, niektóre oddziały furfurolu, zajezdnia lokomotyw oraz magazyn techniczny. Płomienie doszczętnie spaliły 22 pojazdy gaśnicze, 4 działka, 15 motopomp, 2 agregaty pianowe, węże o długości blisko 20 tys. m.b., 2 działa wodno-pianowe, lokomotywę, przyczepę samochodową oraz niespełna 2 km torów kolejowych. Niestety to nie koniec, ponieważ eksplozji uległ kolejny zbiornik oznaczony numerem 252 i zaczął zagrażać kolejnym sąsiednim obiektom wypełnionym etyliną. Na szczęście wybuch był mniejszy i po 60 minutach można już było ponownie rozpocząć akcję gaśniczą. Dwa zbiorniki, które się paliły uległy deformacji, natomiast w trzecim rozszczelniony został płaszcz. Eksperci od pożarów zaczęli zastanawiać się nad najlepszym rozwiązaniem tej sytuacji. Zastanawiano się nawet nad wysadzeniem zbiorników, wybrano ostatecznie akcję gaśniczą. Najpierw usunięto z terenu pożaru zwłoki poległych i przystąpiono do zmasowanego ataku. Tym razem jednak przygotowano się lepiej niż poprzednio, na miejsce wtorkowej akcji ściągnięto m.in. 85 wozów pożarniczych, 11 samochodów pożarniczych, 7 pojazdów proszkowych, agregaty z pianą, działka wodno-pianowe, kilkanaście motopomp, ponad 10 tys. węży i 200 ton środka pianotwórczego. Dzięki wspólnym działaniom 47. grup strażackich z Polski i Czechosłowacji udało się ugasić pożar. Jeszcze przez krótką chwilę odczuwano strach, kiedy to kilka dni po całej akcji, zauważono żarzące się związki piroforyczne, które później kolejny raz zapaliły ropę w zakładzie. Mimo tego, pożar był na tyle niewielki, iż ugaszono w tym samym dniu. Dzięki temu udało się uratować jeden ze zbiorników, gdzie znajdowało się 7 tys. ton ropy. Co ciekawe temperatura była stale duża, gdyż zbiorniki dogasały jeszcze przez kolejne tygodnie.
Przyczyn tak dużego pożaru wymienia się naprawdę wiele. Wśród nich są m.in. niedrożna instalacja pianowa, niedziałająca instalacja chłodząca, nieprawidłowa instalacja odgromowa, brak odpowiedniego sprzętu technicznego i środków gaśniczych w postaci piany, zbyt blisko położone zbiorniki i stara ich konstrukcja, źle wykonane drogi pożarowe. Te błędy zostały później wyeliminowane, a rafineria ponownie stanęła na nogi cztery miesiące po całym zdarzeniu. Pojawiło się zabezpieczenie w razie burzy, sprzęt gaśniczy, zmieniła się konstrukcja dachów, a zbiorniki magazynujące ropę przeniesiono z dala od rafinerii i miejskich zabudowań.
W gaszeniu pożaru rafinerii w Czechowicach-Dziedzicach wzięło udział ponad 2600 strażaków z 371 sekcji, zarówno z Polski, jak i z ówczesnej Czechosłowacji. Ogrom ofiar i strat poruszył mieszkańców, którzy wzięli udział w kondukcie pogrzebowym. Do dziś obecna jest w sercach ludzi pamięć o tym wydarzeniu. Jeden z pomników upamiętniających ofiary tej tragedii znajdziemy przy Akademii Techniczno-Humanistycznej w Bielsku-Białej.