Na całym świecie zdarzają się pożary lasów, które w jednej chwili potrafią rozprzestrzenić się na ogromny obszar. Podobnie było w Polsce, a dokładnie w okolicy Kuźni Raciborskiego. W 1992 roku doszło tam do pożaru w wyniku którego trzy osoby zginęły, a ponad kilkadziesiąt znalazło się w szpitalu. W lesie wystarczy tylko iskra, ale tego dnia warunki były wyjątkowo sprzyjające dla rozprzestrzeniania się ognia. Nie istnieją systemy zabezpieczeń, które mogłyby chronić wielkie powierzchnie naturalne. To tylko pokazuje jak groźnym żywiołem jest ogień i możemy się cieszyć, że istnieją dziś odpowiednie systemy ochrony pożarowej.
Warto wspomnieć o warunkach jakie wtedy panowały. Na zewnątrz temperatura dochodziła do 38 stopni Celsjusza. To był wyjątkowo upalny okres i o tragedię nie było trudno. W okolicach godziny 13:50 zaobserwowano z wieży obserwacyjnej ogień nieopodal Kuźni Raciborskiej. Strażacy szybko zauważyli płomienie obejmujące ogromny sosnowy las. Sytuacja zaczynała być poważna, sosny posiadają igliwie, a te zapalają się wyjątkowo szybko. Strażacy myśleli początkowo, że to będzie jeden z tych zwykłych pożarów, które przy sprawnej akcji udaje się w miarę szybko ugasić. Życie zmieniło ten scenariusz, mimo że początkowo na miejsce bardzo szybko dotarły cysterny z wodą. Okazało się jednak, że w chwili gaszenia jednej części lasu, ogień zdążył przeskoczyć na sąsiednie drzewa oddzielone fragmentem asfaltowej drogi. Sprawy nie ułatwiał silny wiatr, który kierował płomienie w kolejne części lasu. Na miejsce pożaru przybywały kolejne grupy strażaków, ale i to nie przynosiło pozytywnego rozwiązania. Wystarczyła godzina, aby pożar objął 80 ha, a po dwóch godzinach już 180 ha.
Żywioł w krótkim czasie zamienił las w śmiertelną pułapkę. Wiatr zaczął zmieniać swój kierunek i tym samym uniemożliwił ucieczkę kilkunastu strażakom, w tym pięciu pojazdom gaśniczym. W ogniu zginęli wtedy st. asp. Andrzej Kaczyna i druh Andrzej Malinowski. Trzecią ofiarą była kobieta, którą potrącił wóz strażacki. Kolejny dzień przyniósł największy pożar w historii powojennej Polski, płonęło już 5,5 tys. ha. Na miejsce zdarzenia przyjeżdżały jednostki z całego kraju. Strażacy wymieniali się co jakiś czas, aby zmęczone osoby mogły odpocząć na krótkiej drzemce. W sumie ogień pochłonął ponad 9 tys. ha lasów, a w akcji brali udział nie tylko strażacy, ale też wojsko, policja i obrona cywilna. Łącznie współpracowało 12 tys. ludzi, a pożar gaszono za pomocą 1100 pojazdów gaśniczych, cystern kolejowych z wodą, kilkudziesięciu samolotów gaśniczych, w tym śmigłowców. Na miejscu pojawiły się też wojskowe czołgi i spychacze. W końcu udało się opanować ogień, dzięki ogromnemu zaangażowaniu wszystkich służb. Wielkość pożaru dobrze obrazuje kwota, którą wydano w ramach akcji gaśniczej (67 mld zł). Dziś po pożarze nie ma śladu, ziemia przyjęła nowe sadzonki drzew, które na nowo zalesiły puste tereny. W bliskiej okolicy lasu utworzono również lotnisko wyposażone w cysterny z wodą. Pamięć o pożodze została w sercach wielu okolicznych mieszkańców, których do dziś możemy spotkać w samym centrum lasu. Stanął tam pomnik upamiętniający zmarłych w czasie akcji strażaków.